Zanim dołączyłam do grona uczniów bieckiego Liceum, znałam już wiele anegdot związanych z niezwykłym Polonistą,

jakim niewątpliwie był profesor Andrzej Topczyj. Natomiast nie spodziewałam się, że kiedy już sama będę mogła być świadkiem lub uczestnikiem tych historii, pula ta powiększy się tak ogromnie. Odbierałam Go zawsze jako surowego i wymagającego nauczyciela, jednak z bardzo nieprzeciętnym poczuciem humoru i przeogromnym sercem do swoich uczniów.
Jedna z historii szczególnie zapadła mi w pamięć. Otóż działo się to na jednej z lekcji języka polskiego, byłam wtedy w klasie maturalnej, działo się to na przełomie 2017/18 roku. Na początek należy wspomnieć, że Profesor Topczyj bardzo często podczas swoich zajęć korzystał z komputera z dostępem do internetu. Zwykle wyglądało to tak, że na rzutniku pokazywał ekran komputera z przeglądarką internetową, abyśmy wszyscy ją wyraźnie widzieli, i udostępniał nam w ten sposób teksty wierszy, lektur, często też szukaliśmy wspólnie definicji nieznanych nam słów, oglądaliśmy obrazy, słuchaliśmy muzyki. Ta interaktywna forma z pewnością bardzo ubarwiała i uatrakcyjniała lekcje języka polskiego.
Każdy, kto choć trochę poznał profesora Topczyja doskonale wie, że bywały takie dni, kiedy wypadało być szczególnie przykładnym uczniem. To był właśnie taki dzień - wszyscy wyczuwaliśmy nienajlepszy humor naszego Nauczyciela… Cóż, każdemu zdarza się mieć gorszy dzień! Trwała lekcja, padło jakieś pytanie, odpowiedziałam. Błędnie.
- Karolina, chodź do kompa. – usłyszałam i jednocześnie poczułam, jak serce staje mi w gardle, chociaż właściwie prośba wydawać by się mogła całkiem codzienna (właśnie tak zwykle wyglądało wywoływanie uczniów z ławki), a ja nie należę do strachliwych osób. Podniosłam się na krześle… i usiadłam z powrotem.
- Ale naprawdę? – zapytałam, cicho licząc na to, że sytuacja ulegnie zmianie.
- A czy ja wyglądam, jakbym żartował? – odpowiedział bez cienia zastanowienia.
Wtedy już byłam pewna, że nasz Profesor jest „nie w sosie”, więc uznałam, że po prostu muszę zrobić to, co polecił. Wstałam więc lekko załamana z mojego krzesła w drugiej ławce i zapytałam:
- Ale do którego?
- A ile widzisz? – zapytał ze zdziwieniem, może już z pewną nutą rozbawienia.
- No cztery! – odpowiedziałam zawstydzona, wyszłam z ławki i podeszłam do KĄTA, gdzie stał kosz na śmieci, zaraz obok drzwi do klasy. Stanęłam przodem do ściany, spuściłam głowę w geście żalu za swoje zachowanie (przypominam, że źle odpowiedziałam na pytanie). Po chwili ciszy cała klasa łącznie z naszym Nauczycielem wybuchnęła teatralnym śmiechem.
Trochę zdezorientowana sama zaczęłam się śmiać, nie wierząc do końca w to, co się właśnie wydarzyło. Minęła dobra chwila, zanim zrozumiałam, że zamiast do KOMPA, poszłam do KĄTA. Koniec końców rozładowałam całe początkowe napięcie, profesor Topczyj uznał, że niezmiernie poprawiłam mu tym humor, a wszyscy śmialiśmy się jeszcze przez dłuższą chwilę.
Takich historii jest znacznie więcej, profesor Andrzej Topczyj miał wyjątkowe podejście do swoich uczniów i właśnie takim Go zapamiętamy. A historię z kompem/ kątem będę zawsze wspominać z uśmiechem na ustach.

                             Karolina Gazda, maturzystka z 2018 roku

 

Śmierć nigdy nie jest spodziewana. Przychodzi, kiedy na nią pora i nie pyta, czy może, czy jest mile
widziana. Teraz również nie zapytała, zostawiając w naszych sercach ogromną pustkę, smutek i
żal...
Profesor Andrzej Topczyj był wybitną Osobistością, wybitnym Polonistą, wybitnym Człowiekiem.
Chyba nie ma nikogo, kto nie doceniłby jego bezkonkurencyjnego poczucia humoru, przewrotnego
błysku w oku i poetyckiego roztargnienia. Był kimś, kogo w Bieczu się po prostu zna.
Drogi moje i Pana Andrzeja połączyły się, kiedy stałam się uczennicą bieckiego liceum, a więc w
latach 2013-2016, choć znany był mi już wcześniej – choćby z opowieści. Profesor Topczyj był moim
nauczycielem języka polskiego – i całe szczęście, że miałam okazję go poznać w ten sposób.
Pamiętam lekcje, gdy omawialiśmy „Zbrodnię i karę” – niesamowite, na ile można się zaangażować
i utożsamić z głównymi bohaterami, pamiętam, że wtedy lektura ta bardzo na mnie wpłynęła, a to
za sprawą niezwykłego Nauczyciela, który z taką pasją, oddaniem i zaangażowaniem odkrywał
przed nami kolejne literackie karty.
Jedną z wielu historii, które przychodzą mi na myśl, gdy myślę teraz o Panu Profesorze, jest historia
może dość banalna, ale idealnie opisuje słynny dowcip Pana Andrzeja. Chyba pierwsza klasa
liceum, siedzimy w sali nr 8 (mimo przerwy) i tak bardzo wciągnęłam się w rozmowę z przyjaciółką,
ciemnowłosą Magdą, że nawet nie usłyszałam dzwonka na lekcję. Nie zauważyłam również, że
Nauczyciel już wszedł do klasy, więc wciąż rozmawiałyśmy w najlepsze.
- Magda, przestań rozmawiać, właśnie zaczęła się lekcja! - usłyszałyśmy zdecydowane słowa (nie
nazwałabym tego krzykiem).
Wyprostowałyśmy się jak struny, zaskoczone nieco obrotem spraw.
Zapadła cisza, Pan Topczyj usiadł przy biurku, uśmiechnął się i pochylił lekko, jak zwykł robić, gdy
zbierał myśli, aby coś powiedzieć.
-Magda.. - odezwał się po dłuższej chwili ciszy. - Nie zdziwiło Cię, że upominam tylko Ciebie, a Oli
nie?
Popatrzyłyśmy na niego zdziwione, ale nieco rozbawione, bo taki ton mógł prowadzić tylko do
zabawnej puenty (na pewno nie do nagany)!
Uśmiechnął się szelmowsko i zerknął na nas z ukosa.
- Wiesz Magda, jak to jest…. Mężczyźni wolą blondynki!
Wybuchnęliśmy wszyscy gromkim śmiechem – no tak, jestem blondynką, ale nigdy nie sądziłam, że
w ten sposób skorzystam z tego (jak się okazuje) „atutu”!
Historii związanych z Profesorem Topczyjem jest wiele, odkąd nie ma Go już z nami wracam do nich
jeszcze częściej i ciągle budzi się w mojej pamięci wiele wspaniałych, czasem już prawie
zapomnianych wspomnień. Przeglądam stary zeszyt do polskiego, czasem na marginesie migną
zapisane na szybko słowa Profesora, które wzbudzały w nas śmiech. Mój ulubiony? Gdy ktoś
niezbyt mądrze odpowiadał na zadane pytanie, mógł usłyszeć „Przepraszam, czy to jest ośrodek
nauki, czy przytułek dla intelektualnego ubóstwa”? Nikt nie potrafił tak subtelnie i dosadnie
zarazem zmotywować do nauki...
Nawet gdy w czasie studiów wracałam w rodzinne strony, nieraz zaglądałam w licealne progi,
właśnie po to tylko, by móc znaleźć w pokoju nauczycielskim Pana Od Polskiego, który zawsze
chętnie ucinał sobie ze mną miłą pogawędkę. Nieważne, że na korytarzu było mnóstwo ludzi, z
roku na rok coraz mniej mi znanych, uczniów, czy nauczycieli – Profesor Topczyj ZAWSZE
szarmancko witał mnie przeuroczym pocałunkiem w dłoń. Taki miły, prosty gest, a zawsze sprawiał,
że czułam od Niego wielki szacunek.
Nadal trudno mi pogodzić się z Jego odejściem, w moich wspomnieniach jest wciąż uśmiechnięty,
wygląda przez okno mieszkania z zapalonym papierosem i macha do mnie, zagadując co słychać. A
do wspomnień tych wracam często. Ciągle mam wrażenie, że spotkań z Nim, tych przypadkowych i
nieprzypadkowych, było za mało i zabrakło nam czasu na tę ostatnią czarną kawę.

                                Aleksandra Gazda, maturzysta 2016 roku

 

 

Wspomnienia na stronie www Szkoły https://www.lobiecz.pl/499-jestem-bieckim-szowinista-wspomnienia-o-andrzeju-topczyju

i szkolnym facebooku https://www.facebook.com/lobiecz